Subiektywny przewodnik po Krecie

Ημέρα 16.07.08

Dzień 16.07.08

Opis wycieczki z 2008 r.

Ημέρα 1-2

94km

Dzień 1-2

Kolimbari, Chania

Ημέρα 3

170km

Dzień 3

Sougia, Lissos

foto

Latem 2008 roku byliśmy w środkowo-wschodniej części Krety, którą zwiedziliśmy dość dokładnie. Niestety ze względu na znaczne odległości najdalszym zakątkiem zachodniej Krety, do którego dotarliśmy była Chania wraz z półwyspem Akrotiri. Opuszczając wyspę nie mogliśmy pozbyć się wrażenia, że nasz pobyt przerwaliśmy w połowie, bo przecież tyle jeszcze zostało tam do zobaczenia. Poza tym wyspa zauroczyła nas całkowicie, ale nawet wtedy nie przypuszczaliśmy że wrócimy tam tak szybko. Po powrocie do Polski zaczeliśmy tworzyć stronę z relacją z naszych wakacji. Zbiegło się to w czasie z konkursem fotograficznym "Uchwyć magię greckiego lata" zorganizowanym przez jedno z polskich biur podróży, do którego zgłosiliśmy oczywiście swoje zdjęcia z wakacji. W głębi duszy liczyliśmy na to, że uda nam się zdobyć jedno z miejsc finałowych. Mimo to, gdy jedno z naszych zdjęć zajęło drugie miejsce, byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Nagrodę postanowiliśmy spożytkować jako dofinansowanie do przyszłych wakacji, których celem stała się oczywiście ... Kreta. Nie mieliśmy co do tego żadnych wątpliwości. Przyjeliśmy z góry jedno założenie, że tym razem pojedziemy na zachodnią część Krety, aby tym razem zobaczyć Balos, Elafonisi, czy też wąwóz Samaria.

A gdzie te last'y?!

Tak jak poprzednio chcieliśmy skorzystać z oferty last minute, jednakże sezon wakacyjny w tym kryzysowym 2009 roku okazał się bardzo dziwny i zupełnie nieprzewidywalny. Początkowo ze stoickim spokojem obserwowaliśmy rozwój wydarzeń, wszystko wydawało się przebiegać zgodnie z założonym przez nas scenariuszem. Jednak z początkiem czerwca z niepokojem zauważyliśmy, że kolejne terminy znikają błyskawicznie, a w ich miejscu nie pojawiają się last'y. Nasze wcześniejsze założenie wyjazdu na zachodnią część Krety stało się dodatkową przeszkodą. Ponad miesiąc przed planowanym wyjazdem okazało się, że w interesującym nas terminie nie ma już wolnych miejsc w hotelach, które upatrzyliśmy i braliśmy pod uwagę, co gorsza okazało się, że nawet nie ma już miejsc w samolocie wylatującym z Warszawy. Początkowo w akcie desperacji zarezerwowaliśmy sobie miejsce w hotelu we wschodniej części Krety, co niewątpliwie zrujnowałoby nasze wakacyjne założenia i przygotowania. Dużo czasu poświęciliśmy na wyszukiwanie ciekawych i mniej znanych miejsc, do których chcieliśmy pojechać w tym roku. Po trzech zmianach rezerwacji, dwóch zmianach miejsca lądowania na Krecie i miejsca wylotu z Polski, wreszcie udało nam się dokonać rezerwacji w jednym z hoteli, który był przez nas uwzględniany w początkowych planach. Ostatecznie 2 tygodnie wakacji mieliśmy spędzić w Hotelu Chryssana znajdującym się na obrzeżach niewielkiej rybackiej miejscowości Kolimbari położonej u podstawy półwyspu Rodopou.

Parkingi w Pyrzowicach

Podobnie jak w poprzednim roku pierwszym etapem naszej podróży miał być przejazd z Warszawy do lotniska w Pyrzowicach. Była to kolejna nieplanowana komplikacja. Musieliśmy znaleźć parking, na którym moglibyśmy zostawić samochód. Początkowo myśliśmy o tym, aby skorzystać z parkingu przy terminalu, jednak wysokość opłat za dwutygodniowy postój spowodowała, że zaczeliśmy szukać tańszego prywatnego parkingu w bliskiej okolicy lotniska. Okazało się, że z tym akurat nie ma najmniejszego problemu, gdyż usługi takie oferowane są przez wielu mieszkańców Pyrzowic. Zdecydowaliśmy się skorzystać z oferty parkingu "ALDA" znajdującego się 150 metrów od bram wajzdowych na lotnisko. 15 dni postoju samochodu kosztowało nas nieco poniżej 100 zł co jest prawie 4 razy mniejszą kwotą, niż opłata na lotniskowym parkingu. Jedynym warunkiem skorzystania z prywatnego parkingu była konieczność wcześniejszej rezerwacji miejsca.


Jeszcze na ziemi
Jeszcze na ziemi

Jeszcze na ziemi

Okno
Okno

Okno

Wreszcie lecimy
Wreszcie lecimy

Wreszcie lecimy

Prawie niebiańskie widoki ;-)
Prawie niebiańskie widoki ;-)

Prawie niebiańskie widoki ;-)


Wakacje z opóźnieniem

Tym razem na Kretę mieliśmy lecieć liniami Eurocyprii. Od samego początku budziło to nasze wątpliwości podsycane niskim limitem bagażu, który wynosił 17kg bagażu głównego i tylko 3 kg bagażu podręcznego. W naszym przypadku był to bardzo drakoński limit, bo sam sprzęt fotograficzny ważył prawie 5 kg. Dodatkowo linie Eurocyprii słyną z częstych opóźnień, których przykład dostaliśmy 2 tygodnie przed naszym odlotem, kiedy 120 osób lecących z Okęcia do Heraklionu koczowało kilkanaście godzin w strefie bezcłowej.


Tęcza po burzy
Tęcza po burzy

Tęcza po burzy

Już nad chmurami
Już nad chmurami

Już nad chmurami

Prawie niebiańskie widoki ;-)
Prawie niebiańskie widoki ;-)

Prawie niebiańskie widoki ;-)


Na lotnisko stawiliśmy się dokładnie o czasie. Szybko i sprawnie odebraliśmy bilety od przedstawiciela biura i poszliśmy na odprawę bagażową. Jeszcze przed jej rozpoczęciem zauważyliśmy, że na tabeli odlotów nasz lot widnieje jako "opóźniony". Co gorsza czas opóźnienia nie został sprecyzowany. Odpowiedzi tej nie znał także pracownik, u którego odprawialiśmy bagaże. Nie wiedział on nawet, że rejs ten ma w ogóle jakieś opóźnienie. O tym, że na lotnisku przyjdzie nam spędzić jeszcze sporo czasu domyśliliśmy się chwilę później, kiedy ogłoszono wstrzymanie odprawy bezpieczeństwa dla naszego lotu. Niestety nie podano żadnej informacji o tym kiedy odprawa będzie wznowiona. I tym sposobem ugrzęźliśmy w hali odlotów bez bagażu, bez prowiantu którego pozbyliśmy się tuż przed odprawą bagażową, a co gorsza za oknami rozpętała się burza z piorunami i gradobiciem, a w terminalu bardzo szybko zrobiło się zimno. Zbyt zimno jak na nasze letnie ubrania przewidziane na śródziemnomorskie upały. No cóż, nauczka na przyszłość - warto trzymać prowiant do ostatniej chwili, a w bagażu podręcznym wygospodarować trochę miejsca na choćby sportową bluzę z długim rękawem.


Przebijamy się przez chmury
Przebijamy się przez chmury

Przebijamy się przez chmury

Widok na skrzydło
Widok na skrzydło

Widok na skrzydło

Chmurzasty krajobraz
Chmurzasty krajobraz

Chmurzasty krajobraz

Ostatnie promienie Słońca
Ostatnie promienie Słońca

Ostatnie promienie Słońca


Eurocypria - pełny odlot

Wreszcie po prawie 2 godzinach oczekiwania na tablicy przylotów pojawiła się informacja o czasie lądowania samolotu z Chanii, którym mieliśmy polecieć. Po chwili rozpoczęto naszą odprawę bezpieczeństwa i po jej przejściu znaleźliśmy się w strefie bezcłowej, gdzie rozsiedliśmy się na tarasie widokowym skąd mogliśmy podziwiać startujące i ladujące samoloty. Po wylądowaniu Boeinga w barwach Eurocyprii został przygotowany w ekspresowym tempie do kolejnego lotu. I tym sposobem po prawie trzech godzinach samolot poderwał się do lotu z lotniska w Pyrzowicach. Niestety przez to kilkugodzinne opóźnienie wylecieliśmy dosyć późno, więc szybko zrobiło się ciemno i jedyną atrakcją jaką mieliśmy podczas lotu był widok na rozświetlone nocą Ateny.

Jedno z miast nocą
Jedno z miast nocą

Jedno z miast nocą

Ateny
Ateny

Ateny

Ateny widziane z góry
Ateny widziane z góry

Ateny widziane z góry


Po godzinie 23 nasz samolot wylądował na lotnisku "Ioannis Daskalogiannis" niedaleko Chanii. Ciężko to opisać, ale pierwsze emocje jakie nam wtedy towarzyszyły można porównać jedynie do tych jakie pojawiają się po powrocie do domu po długiej nieobecności. Wreszcie po prawie roku znów byliśmy na tej niesamowitej wyspie, która rzuciła na nas czar.

"Świńska" termowizja

Po wejściu do hali przylotów na lotnisku zwróciła naszą uwagę urzędniczka bacznie obserwujaca kamerą termowizyjną przechodzących pasażerów. Kamera ta została zainstalowana przed wakacjami i jej zadaniem było wyłapywanie turystów z podniesioną temperaturą ciała. Był to jeden z pierwszych sposobów obrony Grecji przed świńską grypą. Czas pokazał że było to zupełnie nietrafiony sposób obrony gdyż już na początku grudnia 2009 roku na tę grypę zachorowało przeszło 240 tys. Greków.

Nareszcze jacyś goście

Hotel Chryssana był najbardziej oddalonym od lotniska hotelem toteż podobnie jak w ubiegłym roku mieliśmy okazję załapć się na nocną wycieczkę między kolejnymi hotelami w który wysiadali inni współpasażerowie. Aby mieć dobry widok na wirtuozerskie wyczyny kierowcy autokaru z premedytacją wybraliśmy siedzenia w pierwszym rzędzie. Do Chryssany dojechaliśmy grubo po północy, gdzie w recepcji entuzjastycznie powitał nas kierownik hotelu mówiąc "nareszcie jacyś goście". Kolejnym miłym zaskoczeniem było zaproszenie na obiad. Nie mógł trafić lepiej, bo umieraliśmy z głodu. Z zaplecza wytoczył się brzuchaty kelner o twarzy okrągłej jak księżyc w pełni i z maślanym uśmiechem zapytał się nas: "What can I do for you?". Uśmiech ten i to pytanie towarzyszyło nam przez kolejne dwa tygodnie.

Chyba nie trzeba dodawać, że po mocno spóźnionej obiadokolacji po prostu padliśmy.

Tradycyjna rybacka wioska

Pierwszy dzień na wyspie powitał nas o dziwo ... słoneczną pogodą ;-) oraz gorącym wiatrem znad Afryki, który nie ułatwiał nam aklimatyzacji. Rano po śniadaniu wyznaczyliśmy sobie jeden cel na ten dzień: wypożyczyć samochód. Początkowo planowaliśmy, że w tym celu pojedziemy autobusem do pobliskiego Platanias, które jest typową miejscowością turystyczną z prawdziwym zagłębiem wypożyczalni samochodów. Stwierdziliśmy jednak, że może warto będzie najpierw iść do Kolimbari oddalonego od Chryssany o około kilometr.

Kolimbari w odróżnieniu do zeszłorocznej Malii, czy Stalidy w niczym nie przypominało przeładowanej turystami miejscowości. Jej centrum to senna oaza spokoju, przez którą jedynie od czasu do czasu przemknie jakiś samochód. Wioska ma typowy charakter rybackiego portu z niewielką zatoczką, w której cumują kutry. Jest tam też przystań jachtowa, jednak poza kilkoma jednostkami świeciła ona zupełnymi pustkami. W centrum miasteczka jest kilka mini-supermarketów, jeden sklep sieci IN.KA oraz całkiem sporo tanich tawern i prawdziwych ouozeri. Znaleźliśmy tam również jedną wypożyczalnię samochodów DIAS, do której z ciekawości postanowliśmy wejść i zapytać o ceny.
Byliśmy zainteresowani wypożyczeniem Kia Picanto na minimum 10 dni, ale jak się okazało samochód ten byłby dostępny dopiero od następnego dnia. Właściciel wypożyczalni zaproponował nam jednak ofertę chwili, czyli Hyundaia Atosa Prime w cenie 260€ za 12 dni. Decyzję należało podjąć natychmiast. No i podjęliśmy ją. Daliśmy się skusić.


Śpiąca królewna
Śpiąca królewna

Śpiąca królewna

Uciec ale dokąd?
Uciec ale dokąd?

Uciec ale dokąd?

Brzydal
Brzydal

Brzydal


No to jedziemy

Po załatwieniu formalności związanych z wypożyczeniem samochodu wróciliśmy się szybko do hotelu po nasz turystyczny niezbędnik: przewodniki, aparat i wysłużoną już mapę Krety. Po czym skierowaliśmy się na drogę wiodącą do Chanii. Postanowiliśmy jednak nie korzystać z Nowej Drogi Narodowej, gdyż omija ona Platanias i inne miejscowości, które braliśmy pod uwagę planując nasze tegoroczne wakacje. Chcieliśmy je zobaczyć by przekonać się, czy Chryssana w Kolimbari okazała się dobrym trafem. Przy okazji zrobiliśmy też podstawowe zakupy w sklepie z sieci marketów IN.KA dosyć popualrnej w tej częsci Krety.

Kolimbari jest oddalone od Chanii o około 25km. Jadąc drogą, którą wybraliśmy musieliśmy przejechać przez starą część miasta, co niestety nie okazało się rzeczą prostą i dopiero za drugim razem udało nam się przejechać na drugą stronę Chanii. Niełatwe też okazało się w tych godzinach znalezienie parkingu z wolnymi miejscami. Dopiero na oddalonej nieco ulicy Nikiforou Foka udało nam się zaparkować samochód. Niestety nie mieliśmy drobnych na parkomat. Grek w pobliskim kiosku nie okazał się zbyt pomocny odmawiając nam rozmienienia pieniędzy. Drobne udało nam sie uzyskać dopiero ... w banku Chaniabank, po odstaniu kilkunastu minut w kolejce wśród Greków opłacających bieżące rachunki.


Kastelli najstarsza dzielnica Chanii
Kastelli najstarsza dzielnica Chanii

Kastelli najstarsza dzielnica Chanii

Odsłonięte fragmenty ruin
Odsłonięte fragmenty ruin

Odsłonięte fragmenty ruin

Fontanna przy placu Sintrivani
Fontanna przy placu Sintrivani

Fontanna przy placu Sintrivani



Gołąb samobójca
Gołąb samobójca

Gołąb samobójca

Orzeźwiająca kąpiel
Orzeźwiająca kąpiel

Orzeźwiająca kąpiel

Turecka fontanna na Platia 1866
Turecka fontanna na Platia 1866

Turecka fontanna na Platia 1866


Chania 2.0

W ubiegłym roku Chania nie wywarła na nas pozytywnego wrażenia. Mieliśmy wtedy mało czasu i zobaczyliśmy jedynie szlagiery turystyczne tego miasta takie, jak: Port Wenecki z arsenałami i Meczetem Janczarów, Muzeum Morskie i Archeologiczne oraz część Starego Miasta wraz z pozostałościami murów obronnych. Jeszcze przed wyjazdem na Kretę postanowliśmy przeznaczyć jeden dzień na zwiedzanie Chanii i włóczęgę po jej zakamarkach, by spróbować odkryć opisywane przez wiele osób uroki tego miasta.
W związku z tym, że zaparkowaliśmy samochód dosyć blisko dzielnicy Kastelli, zaczeliśmy zwiedzanie właśnie od tej części miasta. Jest to najstarsza część Chanii położona na wzgórzu górującym nad zatoką portową. Było tu kiedyś minojskie miasto - Kydonia. Najstarsze ślady osiedli ludzkich pochodzą z przeszło 4 tysiąclecia przed naszą erą. Obecnie w wielu miejsca prowadzone są jeszcze prace wykopaliskowe, które odsłaniają pozostałości ruin. Odkryte znaleziska można zobaczyć w Muzeum Archeologicznym. Niemieckie naloty bombowe w czasie drugiej wojny światowej w znacznym stopniu zniszczyły dużą część Kastelli przez co niestety utracone zostały bezcenne zabytki.


W południe tawerny zamierają
W południe tawerny zamierają

W południe tawerny zamierają

Stragan z turystycznymi pamiątkami
Stragan z turystycznymi pamiątkami

Stragan z turystycznymi pamiątkami

Psia sjesta
Psia sjesta

Psia sjesta



Ale jeszcze jeździ!
Ale jeszcze jeździ!

Ale jeszcze jeździ!

Takich miejsc w Chanii jest dużo
Takich miejsc w Chanii jest dużo

Takich miejsc w Chanii jest dużo

Jeden z minaretów
Jeden z minaretów

Jeden z minaretów

Dach hali targowej
Dach hali targowej

Dach hali targowej


Supermarket wersja Beta ... czyli miejscowa Hala Targowa

Planując zwiedzanie Chanii Hala Targowa była jednym z podstawowych punktów, który chcieliśmy odwiedzić, a ponieważ zeszły rok nie pozwolił nam zrealizować tego planu, więc teraz byliśmy zdeterminowani za wszelką cenę odnaleźć ją w gąszczu miejskich ulic. Hala znajduje się w głębi miasta, jej fasada od strony portu jest wciśnięta między fronty otaczających ją kamienic. Jeśli nie zna się jej wyglądu to stosunkowo łatwo można ją przeoczyć mimo, że jest dość wysoka. Hala jest zbudowana na planie krzyża i zwieńczona dachem o ciekawej kratownicowej konstrukcji przykrytej pomalowanymi szklanymi płytami. Według przewodników można tam kupić lokalne specjały i wyroby czyli owoce, warzywa, sery, miody, swieże ryby itp. Prawda jest taka, że asortyment produktów dostępnych na tamtejszych stoiskach nie odbiega zbytnio od tego co można kupić w turystycznych supermarketach oraz sklepach z tradycyjnymi kreteńskimi produktami. Skusiliśmy się na zakup winogron, jednak niestety ich smak był okropny i znacznie odbiegał od smaku owoców serwowanych w hotelu.


Jedno z wejść do hali
Jedno z wejść do hali

Jedno z wejść do hali

Zegar wewnątrz hali
Zegar wewnątrz hali

Zegar wewnątrz hali

Stoiska z „lokalnymi specjałami”
Stoiska z „lokalnymi specjałami”

Stoiska z „lokalnymi specjałami”



Pomnik bohatera na Platia 1866
Pomnik bohatera na Platia 1866

Pomnik bohatera na Platia 1866

Straganowa mini koza Kri-kri
Straganowa mini koza Kri-kri

Straganowa mini koza Kri-kri

Charakterystyczna latartnia morska u wejścia do portu
Charakterystyczna latartnia morska u wejścia do portu

Charakterystyczna latartnia morska u wejścia do portu


Zawijamy do portu

Po przejściu przez sporą część miasta i obejrzeniu mniej lub bardziej zaniedbanych zaułków i uliczek, wizytę w Chanii postanowiliśmy zakończyć w jej malowniczym porcie. Zatrzymaliśmy się na chwilę w jednej z przyportowych tawern na zimną frappe oraz ulubiony chleb czosnkowy i fetę z pieca. Następnie przeszliśmy się portowym nabrzeżem aż do wyjścia z portu, gdzie po drodze minęliśmy sporą grupę uchodźców z Afryki handlującą podróbkami markowych damskich torebek. Było to dla nas nowy obrazek na Krecie. W miastach wschodniej części wyspy nie spotkaliśmy się z aż tak widoczną i dużą liczbą nielegalnych imigrantów. W tym roku natomiast w rejonie Chanii dosyć częstym obrazem był widok Hindusów oferujących nielegalne kopie filmów i muzyki, czy Chińczyków trudniących się masażami.


Latarnia morska
Latarnia morska

Latarnia morska

Nabrzeże portowe z Meczetem Janczarów w tle
Nabrzeże portowe z Meczetem Janczarów w tle

Nabrzeże portowe z Meczetem Janczarów w tle

Latarnia na haczyku
Latarnia na haczyku

Latarnia na haczyku

Grecka flaga na portowej twierdzy
Grecka flaga na portowej twierdzy

Grecka flaga na portowej twierdzy


Po zeszłorocznym zawodzie jaki wywołałą w nas Chania, chcieliśmy dać jej drugą szansę na zmianę naszych odczuć. Niestety jednak kolejna wycieczka niewiele zmieniła. Naszym zdaniem Chania przegrywa nadal z Rethymnonem, który nie jest aż tak zaniedbany i brudny. Jeśli jednak jesteście zainteresowani tym miastem to zapraszamy to przeczytania relacji z naszej wycieczki do Chanii w 2008 roku.


Nabrzeże portowe
Nabrzeże portowe

Nabrzeże portowe

Ciemne interesy ;-)
Ciemne interesy ;-)

Ciemne interesy ;-)

Handel podróbkami
Handel podróbkami

Handel podróbkami



Bardzo grecki parasol...
Bardzo grecki parasol...

Bardzo grecki parasol...

...zmieścił się pod nim skuter i dziadek z wędką
...zmieścił się pod nim skuter i dziadek z wędką

...zmieścił się pod nim skuter i dziadek z wędką

Poli megalo - bardzo wielka (ryba)
Poli megalo - bardzo wielka (ryba)

Poli megalo - bardzo wielka (ryba)


Diabelska wyspa

Dleczego Kreta jest diabelską wyspą?

Na samo zakończenie zostawiliśmy wyjaśnienie tego, skąd pojawiła się "diabelska" wyspa w tytule tego dnia. Otóż aby to wyjaśnić wystarczy mapę Krety odkrecić o 90 stopni tak aby zachodni kraniec wyspy znalazł się na górze. Wtedy zamiast znajomych konturów wyspy zobaczymy ni mniej ni więcej ... tylko diabła we własnej osobie ze wszystkimi jego przymiotami. Łatwo zauważyć, że jego rogi to półwyspy Rodopou oraz Gramvousa, Półwysep Akrotiri to diabelski nos, odległy wschodni kraniec wyspy wraz z palmową plażą Vai to diabelskie kopyta, zaś fragment wyspy nad zatoką Mirambellou to ... no coż to każdy widzi ;-)

O tym, że istnieje takie intrygujące porównanie (stworzone zapewne na potrzeby turystyczne) dowiedzieliśmy się na spotkaniu z rezydentem. Pomijając fakt, że następny raz widzielismy się z nim dopiero na lotnisku w dniu powrotu do Polski, musimy przyznać iż wywarł on na nas bardzo pozytywne wrażenie. W odróżnieniu od zeszłorocznej rezydentki tym razem nie byliśmy straszeni opowieściami na temat ryzyka wypożyczenia samochodu w przygodnej wypożyczalni itp. Usłyszeliśy za to kilka ciekawych historyjek, w tym opisywaną powyżej.