Subiektywny przewodnik po Krecie

Ημέρα 11

70km

Dzień 11

Omalos, wąwóz Samaria

Ημέρα 12

90km

Dzień 12

Balos, Garamvousa, Chania nocą

Ημέρα 13-15

150km

Dzień 13-15

Kolimbari, Stavros, Platanias nocą

Laguna Balos

Balos...cóż można powiedzieć o tym szlagierze wycieczek fakultatywnych? Otóż pod tym względem biura podróży się nie mylą. Na tę plażę po prostu trzeba popłynąć. Jest ona jest w rzeczywistości tak niesamowita jak pokazują zdjęcia, a krystaliczna woda w zatoce ma naprawdę taki kolor. Jeżeli po zobaczeniu Elafonisi stwierdziłeś, że to najpiękniejsza plaża na Krecie, to Balos bardzo szybko zweryfikuję tę ocenę. Na próżno jednak szukać informacji o tym miejscu w przewodnikach, w Pascalu nazwy tej plaży nie ma nawet w indeksie, a Baedeker "rozpisał się" o niej na niepełnych 7 linijkach.

Waleria w porcie w Kissamos
Waleria w porcie w Kissamos

Waleria w porcie w Kissamos

Wyjście z portu Kissamos
Wyjście z portu Kissamos

Wyjście z portu Kissamos

Półwysep Gramvousa
Półwysep Gramvousa

Półwysep Gramvousa


Jak dojechać - trudna decyzja

Balos znajduje sie na północno-zachodnim skraju Krety, jest to niewielka zatoka położona między półwyspem Gramvousa i wyspą Imeri Gramvousa. Aby dostać się do tej malowniczej laguny trzeba wybrać jedną z dwóch dostępnych opcji transportu. Pierwsza z nich to przejazd samochodem karkołomnego 7-kilometrowego odcinka szutrowej drogi. Druga opcja to wykupienie rejsu z Kissamos, w przypadku którego statek płynie również na wyspę Imeri Garamvousa, gdzie można zwiedzić pozostałości ogromnej twierdzy weneckiej. Niestety decydując się samodzielny dojazd samochodem nie ma możliwości popłynięcia z Balos na tę wyspę.

Falochrony w Kissamos
Falochrony w Kissamos

Falochrony w Kissamos

Tajemnicza jaskinia mijana po drodze
Tajemnicza jaskinia mijana po drodze

Tajemnicza jaskinia mijana po drodze

Ciemna linia nad linią wody to...
Ciemna linia nad linią wody to...

Ciemna linia nad linią wody to...

... ślad wypiętrzenia się Krety po trzęsieniu ziemi
... ślad wypiętrzenia się Krety po trzęsieniu ziemi

... ślad wypiętrzenia się Krety po trzęsieniu ziemi


Przed wyjazdem oglądaliśmy w Internecie sporo zdjęć osób, które zdecydowały się na samodzielny dojazd do Balos, więc perspektywa podziwiania laguny z góry półwyspu była dla nas bardzo kusząca. Niestety czytaliśmy też wiele na temat jakości tej drogi i ostatecznie biorąc pod uwagę odległość, jaką trzeba pokonać kamienistym szutrem oraz stan techniczny naszego samochodu, uznaliśmy, że ryzyko ewentualnej awari wypożyczonego Atos'a jest zbyt duże. Z oczywistych względów jedyną opcją jaka nam pozostała był rejs. Oczywiście nie braliśmy pod uwagę wycieczki fakultatywnej, której cena jest mocno zawyżona. Decydując się na wykupienie biletu w porcie w Kissamos warto wiedzieć, że istnieje możliwość wykupienia tzw. "open ticket", który jest o około 10% tańszy niż normalny bilet, ale można go wykorzystać nie wcześniej niż dwa dni po wykupieniu. Koszt tego rejsu w systemie przedsprzedaży to 20€ za jedną osobę. Dla porównania w jednym z biur podróży wycieczka fakultatywna na Balos kosztuje ponad 40€.

Morze spokojne jak jezioro
Morze spokojne jak jezioro

Morze spokojne jak jezioro

Wschodnie wybrzeże półwyspu Gramvousa
Wschodnie wybrzeże półwyspu Gramvousa

Wschodnie wybrzeże półwyspu Gramvousa

Północny skraj półwyspu
Północny skraj półwyspu

Północny skraj półwyspu


Gramvousa Express

Statki odpływają w godzinach 10.15 oraz 10.30, warto jednak stawić się trochę wcześniej, by znaleźć miejsce parkingowe i wejść na pokład statku. Kilkanaście minut przed planowanym odpłynięciem w porcie robi się naprawdę tłoczno, a z przyjeżdżających co chwilę autokarów wysypuje się masa turystów. Jednak większość wycieczek zorganizowanych jest lokowana na największy okręt. Nam przypadł średniej wielkości statek, co jak się okazało potem, było całkiem niezłym zrządzeniem losu. Statki te różnią się nie tylko wielkością, ale również kolejnością przystanków na trasie rejsu. Dwa mniejsze wycieczkowce najpierw przybijają do Balos, a następnie płyną do Imeri Gramvousa. Zapewne, aby nie powodować zbytniego tłoku na plaży największy statek ma trasę odwrotną kolejnością przystanków.

Wyraźnie zarysowana linia dawnego poziomu morza
Wyraźnie zarysowana linia dawnego poziomu morza

Wyraźnie zarysowana linia dawnego poziomu morza

Wschodnia wybrzeże półwyspu Gramvousa
Wschodnia wybrzeże półwyspu Gramvousa

Wschodnia wybrzeże półwyspu Gramvousa

Skaliste urwiste wybrzeże
Skaliste urwiste wybrzeże

Skaliste urwiste wybrzeże


Rodacy na pokładzie, czyli ahoj przygodo!

Tuż po wejściu na pokład Gramvousa Express zajeliśmy miejsce przy zachodniej burcie i cierpliwie czekając na wypłynięcie statku obserwowaliśmy portowy zgiełk. Nagle naszą uwagę przykuł osobnik ubrany w sandały oraz w grubie skarpetki frote ... 30'C w cieniu i ktoś zakłada ciepłe skarpety do sandałów ... nie zdziwiło nas, gdy za chwilę z jego ust usłyszeliśmy potok polskich słów. Witamy rodaka na pokładzie! Jednak jak się okazało nie była to jeszcze pełna polska załoga, bo już za chwilę do ekipy dołączyła para mężczyzn w wieku mniej wiecej dwudziestukilku lat. Kufle pełne piwa jakie trzymali w dłoniach miały chyba podkreślać ich pełny wakacyjny wyluz. W sumie byłoby to nawet do zaakceptowania, tylko tempo ich opróżniania chyba nieco szokowało niektórych turystów przebywajacych z nami na pokładzie.

Tak malownicze skały, że ciężko odmówić sobie przyjemności robienia zdjęć
Tak malownicze skały, że ciężko odmówić sobie przyjemności robienia zdjęć

Tak malownicze skały, że ciężko odmówić sobie przyjemności robienia zdjęć

Zero plaż po drodze
Zero plaż po drodze

Zero plaż po drodze

Wysepka Vouxas
Wysepka Vouxas

Wysepka Vouxas


Nim statek wypłynął z portu panowie musieli skoczyć do okrętowej messy po dolewkę, a dłużący się im zapewne rejs postanowili umilić trzecią kolejką "browarków". Po dopłynięciu statku do Balos, ich ułańska fantazja uaktywniła się w tak dużym stopniu, że z chęcią korzystali z nadmuchiwanych zjeżdżalni zainstalowanych przy burcie statku. Bynajmniej nie był to koniec piwnej fety na tej niebieńskiej plaży. Kolejne dwa "browarki" wypite już na brzegu, najwyraźniej ich dobiły, gdyż "turyści" zapadli w rekreacyjny sen. Niestety ta niesmaczna historia spowodowała, że zrobiło nam się wstyd. Czołówka światowych plaż, jedno z najpiękniejszych miejsc na Krecie i na Ziemi, a dwaj Polacy tak zaprawili się alkoholem, że 90% czasu spędzili leżąc nieprzytomnie na białych piaskach Balos. Nie ma co ... wystawili niezłą wizytówkę.

Ślady burzliwej przeszłości wyspy
Ślady burzliwej przeszłości wyspy

Ślady burzliwej przeszłości wyspy

Kolosalne szczeliny
Kolosalne szczeliny

Kolosalne szczeliny

Ta jaśniejsza plama na horyzoncie to Balos
Ta jaśniejsza plama na horyzoncie to Balos

Ta jaśniejsza plama na horyzoncie to Balos

Za półwyspem były zdecydowanie wyższe fale
Za półwyspem były zdecydowanie wyższe fale

Za półwyspem były zdecydowanie wyższe fale


Rejs

Powróćmy jednak do milszych tematów. Jak na greckie standardy punktualności trzeba przyznać, że statek wypłynął niemal dokładnie o czasie, gdyż 10-minutowe siga siga można uznać za niezauważalne spóźnienie. W większości każdy rejs na Krecie to czysta przyjemność, bo zazwyczaj są to chwile, kiedy można cieszyć się podmuchami chłodnego wiatru wiejącego od morza, który połączony z bryzą morskich fal rozbijanych przez kadłub okrętu uprzyjemnia podróż i daje wytchnienie od wysokich temperatur. Po wyjściu z portu statek kieruje się na północ płynąc wzdłuż półwyspu Gramvousa. Warto wtedy przyjrzeć się mijanym po drodze skalnym cyplom, gdyż ich ściany opadające do morza noszą ślady trzęsienia ziemi, które wypiętrzyło wyspę. Wyraźna linia wyżłobiona w kamiennych zboczach, kilka metrów nad obecnym poziomem morza wyznacza dawne zanurzenie wyspy. Potężne trzęsienie ziemi, jakie nawiedziło Kretę między 4 a 6 wiekiem spowodowało wypiętrzenie się zachodniego wybrzeża Krety o około 9 metrów. Kataklizm ten doprowadził do zniszczenia większości miast na wyspie, a niektóre z portów, takie jak Falasarna straciły przez to dostęp do morza. W konsekwencji miasto to już nigdy nie zostało odbudowane.

Powoli dopływamy do Balos
Powoli dopływamy do Balos

Powoli dopływamy do Balos

W oddali Imeri Gramvousa
W oddali Imeri Gramvousa

W oddali Imeri Gramvousa

Całkiem niezły widok jak na toaletę
Całkiem niezły widok jak na toaletę

Całkiem niezły widok jak na toaletę


Tak ... woda ma tam naprawdę taki kolor
Tak ... woda ma tam naprawdę taki kolor

Tak ... woda ma tam naprawdę taki kolor

Transport turystów na brzeg
Transport turystów na brzeg

Transport turystów na brzeg

Dwie opony od ciągnika ... czyli przystań w greckim stylu
Dwie opony od ciągnika ... czyli przystań w greckim stylu

Dwie opony od ciągnika ... czyli przystań w greckim stylu


Po kilkudziesięciominutowym rejsie statek opływa północny kraniec półwyspu, by następnie pokonać jeszcze krótki odcinek dzielący go od laguny Balos. Z każdą chwilą, gdy statek zbliżał się do tego miejsca naszym oczom ukazywał się coraz bardziej bajeczny obraz. Achom i ochom nie było końca. Barwy morza przechodzące od ciemnego granatu poprzez lazur aż do intensywnego turkusu wydawały nierzeczywiste. To właśnie biały piasek zgromadzony na dnie tej płytkiej zatoki potrafi wydobyć z morskiej wody tak niesamowitą paletę barw. W tym miejscu oddalonym o około 150-200 metrów od brzegu kończy się pierwszy etap rejsu. Wprawni pływacy mogą ten dystans pokonać wpław. Reszta turystów transportowana jest do brzegu niewielkimi łódkami, które są przycumowane w zatoce. Może wydawać się to mało wygodne, ale cała operacja przebiegła bardzo sprawnie i już po około 20 minutach większość osób była na plaży.

Dwa małe wycieczkowce
Dwa małe wycieczkowce

Dwa małe wycieczkowce

Widok z plaży na półwysep Gramvousa
Widok z plaży na półwysep Gramvousa

Widok z plaży na półwysep Gramvousa

Turystyczny raj
Turystyczny raj

Turystyczny raj


Laguna Balos

Pod pewnymi względami Balos przypomina Elafonisi. Podobnie jak na tamtej plaży również tutaj znajduje się gigantyczny "brodzik" o głębokości wody od kostek w najpłytszym miejscu, do pasa w miejscu najgłębszym. Plaża jest piaszczysta, dość rozległa, bez problemu pomieściła turystów z dwóch mniejszych statków. Na wypożyczenie leżaków raczej nie ma co liczyć, bo prawie wszystkie były już zajęte przez osoby, które przyjechały tu samochodami. Bynajmniej nie wynikało to z faktu, że tak dużo osób zdecydowało się na samodzielny dojazd, lecz po prostu dlatego, że leżaków jest mało. Na plaży nie znajdziemy też toalet, czy tawern. Jedynym mizernym reprezentantem "przemysłu turystycznego" był niewielki sklepik, a raczej mizerna buda.

Wodne taxi płynie po kolejnych turystów
Wodne taxi płynie po kolejnych turystów

Wodne taxi płynie po kolejnych turystów

Niektóre barwy Balos potrią zaskoczyć...
Niektóre barwy Balos potrią zaskoczyć...

Niektóre barwy Balos potrią zaskoczyć...

...co widać na załączonych zdjęciach
...co widać na załączonych zdjęciach

...co widać na załączonych zdjęciach

Różowego piasku jest tu więcej niż na Elafonisi
Różowego piasku jest tu więcej niż na Elafonisi

Różowego piasku jest tu więcej niż na Elafonisi


Balos to także przyjemne miejsce do pływania
Balos to także przyjemne miejsce do pływania

Balos to także przyjemne miejsce do pływania

Różowy piasek to tysiące potłuczonych muszelek
Różowy piasek to tysiące potłuczonych muszelek

Różowy piasek to tysiące potłuczonych muszelek

Czy tu nie jest ładniej niż na Elafonisi?
Czy tu nie jest ładniej niż na Elafonisi?

Czy tu nie jest ładniej niż na Elafonisi?


Względny luz na plaży skończył się z chwilą gdy od drugiej strony zatoki przypłynął największy wycieczkowiec. Naszym oczom ukazał się wtedy malowniczy widok turystycznego mrowiska jakie wysypało się z dziobowej rampy okrętu. Ilość ludzi wychodzących ze statku zdawała się nie mieć końca i po kilkudziesięciu minutach przy wyjściu wciąż pojawiały się kolejne osoby. Szczęśliwie w tym momencie nasz pobyt na Balos dobiegał końca. Gramvousa Express raz po raz przypominał swoimi syrenami o zbliżającej się godzinie odpłynięca. Nam pozostało stawić się w prowizorycznej przystani i poczekać na łódkę.

Przypływ turystycznej stronki
Przypływ turystycznej stronki

Przypływ turystycznej stronki

Roślinność jest tu również malownicza
Roślinność jest tu również malownicza

Roślinność jest tu również malownicza

Krzaczki mają ciekawe kształty
Krzaczki mają ciekawe kształty

Krzaczki mają ciekawe kształty


Zainteresowani mogli skorzystać ze zjeżdżalni
Zainteresowani mogli skorzystać ze zjeżdżalni

Zainteresowani mogli skorzystać ze zjeżdżalni

Powrotny transfer...
Powrotny transfer...

Powrotny transfer...

...dobił właśnie do przystani
...dobił właśnie do przystani

...dobił właśnie do przystani

Ster w rękach Greka
Ster w rękach Greka

Ster w rękach Greka


W gnieździe piratów

W czasie krótkiego rejsu z laguny Balos na wyspę Gramvousa obsługa statku przygotowała szybkie posiłki, które można było kupić w niewielkiej messie pod pokładem. Mimo, że nie były one typowymi greckimi przysmakami to doskonale sprawdziły się jako "suplement" diety pozwalający na tymczasowe zaspokojenie pojawiającego sie głodu. Nawet nie zauważyliśmy, gdy statek przybił do przystani pozwalającej mu na bezpośrednie przycumowanie do brzegu Imeri Gramovousa.

Imeri Gramvousa
Imeri Gramvousa

Imeri Gramvousa

Brama wejściowa do twierdzy
Brama wejściowa do twierdzy

Brama wejściowa do twierdzy

Widok z twierdzy
Widok z twierdzy

Widok z twierdzy


Jeden z obronnych szańców
Jeden z obronnych szańców

Jeden z obronnych szańców

Pozostałości weneckiego kościółka
Pozostałości weneckiego kościółka

Pozostałości weneckiego kościółka

Punkt widokowy na szczycie skarpy
Punkt widokowy na szczycie skarpy

Punkt widokowy na szczycie skarpy


Dzisiejsze pozostałości twierdzy weneckiej na tej niewielkiej skalnej wysepce dają blade pojęcie o stategicznym położeniu tego miejsca w zamierzchłej przeszłości Krety. Potężna warownia znajdująca się na 135 metrowym wzgórzu, którego skalne ściany stromo opadają do morza, była jednym z niewielu miejsc, które zdołały się oprzeć tureckiej ofensywie w 1669 roku. Ponad 100 lat później wyspa ta zaczęła cieszyć się złą sławą, gdy piraci przekształcili ją na swoją siedzibę, w której w szczytowym okresie zamieszkiwało około 6000 osób. W ciągu tylko dwóch lat od 1825 roku zdobyli oni 155 statków.

Półwysep Gramvousa skryty w chmurach
Półwysep Gramvousa skryty w chmurach

Półwysep Gramvousa skryty w chmurach

Promy na przystani
Promy na przystani

Promy na przystani

Widok na morski przesmyk dzielący półwysep i wyspę
Widok na morski przesmyk dzielący półwysep i wyspę

Widok na morski przesmyk dzielący półwysep i wyspę


Urzekła nas gra kolorów
Urzekła nas gra kolorów

Urzekła nas gra kolorów

Szkoda, że w Polsce nie mamy takich widoków
Szkoda, że w Polsce nie mamy takich widoków

Szkoda, że w Polsce nie mamy takich widoków

Podejcie do twierdzy, czyli droga przez mękę
Podejcie do twierdzy, czyli droga przez mękę

Podejcie do twierdzy, czyli droga przez mękę

Samotny biały żagiel
Samotny biały żagiel

Samotny biały żagiel


Wprost z przystani zaczęliśmy wspinaczkę do twierdzy. Aby się do niej dostać trzeba pokonać 135 metrów przewyższenia i kilkaset stromych stopni. Droga ta nie należy do przyjemności, gdyż wejście po bardzo wysokich kamiennych schodach w pełnym słońcu jest dość męczące. Dodatkowym utrudnieniem okazały się plażowe klapki, które raczej nie ułatwiały nam tego zadania. Niestety nie przewidziliśmy tak ciężkiej drogi i nie zabraliśmy ze sobą trekkingowych sandałów. Pozostałości twierdzy na szczycie wzgórza raczej w nikłym stopniu wynagradzają trud wspinaczki. Warto się tu jednak wspiąć, po to aby z murów warowni podziwiać niesamowity krajobraz jaki tworzy zatoka Balos.

Nie mogliśmy się napatrzeć
Nie mogliśmy się napatrzeć

Nie mogliśmy się napatrzeć

Nowy prom
Nowy prom

Nowy prom

Stary prom ;-)
Stary prom ;-)

Stary prom ;-)


Rejs powrotny

Większość czasu spędzonego na Imeri Gramovousa pochłonęło wejści i zejście z twierdzy. Na błogie lenistwo pozostało nam jedynie pół godziny. Po tym czasie wszyscy ponownie zaczęli wsiadać na statek, by ostatecznie odpłynąć do portu w Kissamos. Wydawało się że droga powrotna będzie pozbawiona wszelkich niespodzianek, lecz już po kilknastu minutach, gdy statek odrobinę oddalił się od półwyspu Gramvousa i wyszedł w kierunku otwartego morza zaczął zmagać się z coraz większymi falami. Każda następna powodowała coraz większe przechyły statku, który poza tym, że musiał się wpinać na coraz bardziej strome fale to dodatkowo niektóre z nich powodowały coraz większe bujanie na boki. Statek tak ciężko walczył z falami, że przemieszczanie się po jego pokładzie sprawiało coraz większy trud, a przejście bez możliwości trzymania się poręczy było praktycznie niemożliwe. Na pokładzie początkowo tętniącym międzynarodowym gwarem w ciagu kilku minut zapadła cisza. Współpasażerowie zaczęli nerwowo zerkać na siebie, gdy nagle z głośników rozległ się ryk Jamesa Browna, który zaśpiewał:
"Wo! I feel good, I knew that I wouldn't of
I feel good, I knew that I wouldn't of
So good, so good, I got you"
Krążący po pokładzie marynarze zaczęli się śmiać i wszyscy zrozumieli że to był tylko żart ze strony kapitana, który postanowił pokazać szczurom lądowym jak może wyglądać rejs po morzu Egejskim. Cóż, ten dowcip sprawił, że będziemy pamiętać o tym rejsie przez długi czas.

My wracamy do Kissamos...
My wracamy do Kissamos...

My wracamy do Kissamos...

...a inni zostają
...a inni zostają

...a inni zostają

I feel good?
I feel good?

I feel good?

Portowa wystawka w Kissamos
Portowa wystawka w Kissamos

Portowa wystawka w Kissamos


Chania nocą

Wieczór spędziliśmy w Chanii dokąd wybraliśmy się na zakupy. Nocą miasto to wygląda zupełnie inaczej niż w ciągu dnia, mrok skutecznie skrywa obdrapane mury i okna zabite deskami. Sztuczne oświetlenie dodaje Chanii malowniczości i wydobywa prawdziwą grecką atmosferę wieczornych biesiad na wolnym powietrzu. Tłumy turystów zgromadzone w tawernach powodują, że nocą dochodzi do swoistego odwrócenia ról. Kelnerzy, którzy za dnia narzucją się praktycznie każdej osobie przechodzącej w okolicach ich lokalu, tym razem w związku z brakiem miejsc zmuszeni są do odsyłania turystów z kwitkiem. Choć przeszliśmy przez całą portową część Chanii oraz spory kawałek starego miasta to nie zostaliśmy zaczepieni przez ani jednego "naganiacza". Za dnia byłaby to rzecz nie do pomyślenia.

Przed generalnym remontem...
Przed generalnym remontem...

Przed generalnym remontem...

...statki czekają na kołkach
...statki czekają na kołkach

...statki czekają na kołkach

Gdzieś w Chanii
Gdzieś w Chanii

Gdzieś w Chanii

Chwilowo opustoszałe uliczki
Chwilowo opustoszałe uliczki

Chwilowo opustoszałe uliczki


Wracają po połowicznie udanych zakupach postanowiliśmy jeszcze pospacerować przez dzielnicę Kastelli. Dzięki temu mogliśmy się przekonać w jaki sposób rodowici Grecy świętują. Na fetowanie w domu, byłoby zbyt ciasno i zbyt gorąco, więc pomysłowi Kreteńczycy urządzili przyjęcie na ulicy. Przy kilku zestawionych ze sobą stołach uginających się od ilości lokalnych specjałów zasiedli wspólnie wszyscy goście i gospodarze. Niestety takie przyjęcia są możliwe chyba tylko w Grecji ... wyglądało to naprawdę sympatycznie.

Przyportowe tawerny pękają w szwach
Przyportowe tawerny pękają w szwach

Przyportowe tawerny pękają w szwach

Nocny widok na wyjście z portu
Nocny widok na wyjście z portu

Nocny widok na wyjście z portu

Rozświetlone nabrzeże
Rozświetlone nabrzeże

Rozświetlone nabrzeże